Reina, podobnie do Lance'a, również nie mogła doczekać się już wyruszenia w drogę. I naprawdę liczyła na to, że tym razem minie sporo czasu zanim wrócą. Może i nie miała nad sobą wizji powrotu starszego brata do miasta, ale i ambicje miała większe niż to, by siedzieć w jednym miejscu całe życie i jedynie marzyć o tym, co by było, gdyby wyruszyła w podróż.
Route 7 było długą, nieprzyjemną do podróżowania drogą. Jej pierwszą część udało im się już przejść, teraz zagłębiali się coraz bardziej w las, który towarzyszyć im miał prawie do samego jej końca. To, jak długo będą nim szli zależało jednak od tego, w którą stronę ostatecznie zdecydują się pójść. Teraz jednak nie musieli się jeszcze tym przejmować. Pogoda była ładna – wręcz idealna. Słońce świeciło mocno, z radością więc mogli przyjąć osłonę w postaci koron drzew i lekki, ledwo przeciskający się przez gałęzie krzewów i zarośli wiatr.
— Byłaby to z pewnością pewnego rodzaju przygoda... Niekoniecznie taka, jakiej oczekujemy. — Dziewczę wzruszyło ramionami i ruszyło przed siebie. Lance prawie ją dogonił, gdy kątem oka zauważył ruch w zaroślach po swojej prawej stronie. A może mu się tylko wydawało?
I wanna be… [Lance w poszukiwaniu uznania]