Kaylin z pewnością wiele razy zapominała o tym, że coś jej dolegało. W innych wypadkach zwyczajnie udawała, że nic jej nie jest. Nie lubiła pokazywać słabości a i nie sądziła, by kogokolwiek obchodziło to, jak się czuła. Nic więc dziwnego, że w skrzydle pojawiała się tylko wtedy, kiedy naprawdę nic już nie dało się zrobić. Jak wtedy, kiedy oberwała jęzlepem od Yvonne. Albo wtedy kiedy Marlene pokonała ją na błoniach w pojedynku. Kilka razy odwiedzała też skrzydło ze względu na bezsenność, z którą walczyła przez prawie dwa ostatnie lata szkoły. Wciąż miała z tym problemy, prawdę mówiąc, ale odkąd zaczęła ćwiczyć z profesor Weadow było trochę spokojniej.
— Och, to nic takiego. Po prostu... — Zamilkła na chwilę, siadając na posłaniu. Odetchnęła lekko, bo faktycznie lepiej było siedzieć niż stać, zwłaszcza wtedy kiedy czuło się fatalnie.
— Liczyłam trochę na to, że znajdzie pan coś na mdłości. Mam dzisiaj trochę zajęć i nie jestem w stanie się na niczym skupić. Inaczej bym nie zawracała panu głowy.
Im nas więcej tym weselej | Kaylin & Inigo
