Lance nie zdążył nawet nacieszyć się swoją nową zdobyczą, poczytać o króliku w Pokedexie, czy nawet podroczyć się z Reiną, nim deszcz postanowił ostudzić jego trenerski zapał.
Chłopak przeklął pod nosem cicho, wcisnął Pokeballa do kieszeni i mało skutecznie próbując osłonić łeb przed cieknącą nań wodą, machnął na swoją towarzyszkę i jaszczura. Trzeba było znaleźć jakieś schronienie, albo chociaż kępę drzew o gęstszych koronach, żeby nie skończyli jak zmokłe kury.
- Oczywiście, to nie byłby Galar bez deszczu. - skomentował zgryźliwie. Jak to się działo, że mieli takiego pecha na tej nieszczęsnej wyprawie? Może jednak mimo wszystko nie dane mu było zostać znanym trenerem Pokemonów? Los rzucał mu pod nogi kłodę za kłodą, a lejący się pod kołnierz deszcz nie napawał optymizmem.
Chłopak przeklął pod nosem cicho, wcisnął Pokeballa do kieszeni i mało skutecznie próbując osłonić łeb przed cieknącą nań wodą, machnął na swoją towarzyszkę i jaszczura. Trzeba było znaleźć jakieś schronienie, albo chociaż kępę drzew o gęstszych koronach, żeby nie skończyli jak zmokłe kury.
- Oczywiście, to nie byłby Galar bez deszczu. - skomentował zgryźliwie. Jak to się działo, że mieli takiego pecha na tej nieszczęsnej wyprawie? Może jednak mimo wszystko nie dane mu było zostać znanym trenerem Pokemonów? Los rzucał mu pod nogi kłodę za kłodą, a lejący się pod kołnierz deszcz nie napawał optymizmem.
I wanna be… [Lance w poszukiwaniu uznania]
