Subject İnformation
Author Inigo Larrain Replies 18
Share Views 1
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Inigo LarrainŚlub | Cecille & Inigo
#1
[data]Sobota, 31 lipca 1939[/data][godzina]godziny poranne[/godzina]
Ignacy był na nogach w zasadzie od świtu. Pierwszy kogut zapiał, a on poderwał się z łóżka, cmoknął śpiącą Cecille w czoło i ruszył do roboty. Ślub i wesele, które miały się tego dnia odbyć, przygotowywano w domu Larrainów już od jakiegoś czasu, nie znaczyło to jednak, że wszystko było już gotowe - wręcz przeciwnie! Nie wspominając o zwykłych pracach, które trzeba było wykonać w obejściu każdego dnia. Zwykle tego typu sprawami zajmował się mieszkający w domu parobek, który pomagał państwu Larrain, odkąd ci zrobili się zbyt starzy, by pilnować wszystkiego samodzielnie. Samym domem pomagała opiekować się kuzynka Isabella, która wprowadziła się do pani Larrain po śmierci jej męża - Inigo zawsze ją lubił, a pamiętał jeszcze czasy, kiedy ledwo wyrastała ponad stół.
Około ósmej wyrodny syn Larrainów był już mniej więcej gotowy do tego, by wziąć się za poważne przygotowania do wesela. Jego matka i kuzynka, a także siostra, która przyjechała na tą okazję do San Sebastian, miały zająć się Cecille, jego zaś czekały ostatnie przymiarki garnituru, jakieś decyzje organizacyjne...
Było tego mnóstwo. Więcej, niż pamiętał z pierwszego razu. A może to po prostu to on był już starszy i miał za mało siły? Ostatecznie skapitulował i postanowił uciec przed całym tym chaosem choć na kilka chwil, dla złapania oddechu. Wciąż ubrany w ślubny garnitur, choć z koszulą rozpiętą pod szyją, wymknął się na boczny balkon, by zapalić papierosa. Gdzieś w oddali wciąż słyszał stłumione głosy członków rodziny i Merlin wiedział kogo jeszcze, ale w tym konkretnym momencie nic a nic go to nie obchodziło.
#2

Dla Cecille całe to zamieszanie ze ślubem było bardzo stresujące. Pomijając już to, że nigdy nie była typem kobiety, która chciałaby wyjść za mąż, sytuacja w której się znalazła też nie należała do najłatwiejszych. Dobrze wiedziała, że nie była szczególnie lubiana przez siostrę narzeczonego, że jego córki też miały sporo problemów z tym związkiem to jeszcze ta cała przeklęta ciąża... Tak, wszystko komplikowało się po kolei, skacząc na nią i przygniatając ją do ziemi. Gdy obudziła się rano, w hiszpańskiej posiadłości rodziny Larrain jedyne o czym myślała to to, że było tego zdecydowanie za dużo. Już sama nie wiedziała, co i kiedy miało się wydarzyć, nie mówiąc nawet o zwykłym dlaczego. Jednego jednak była pewna – nigdzie nie byłaby w stanie znaleźć dla siebie lepszego mężczyzny niż Ignatio Larrain. Niezależnie od tego, co sądziła o ślubach, dzieciach i zakładaniu rodziny, jej zdanie na temat mężczyzny za którego zgodziła się wyjść nigdy nie miało ulec zmianie.

Nie zmieniało to jednak faktu, że... Była zwyczajnie przestraszona. Ta pewna siebie, rezolutna i wścibska właścicielka herbaciarni w Hogsmeade wydawała się bardzo nieśmiała i cicha, gdy znajdowała się w pobliżu rodziny Inigo. Czy nie było w tym czegoś wręcz żałosnego? och, jakże wolałaby po prostu wziąć z nim ślub gdzieś z daleka od tego cyrku! Tylko oni oboje, bez stresu i wrażenia, że każda kobieta z rodziny będzie chciała ją pożreć na każdym kroku.

Od samego rana porwana została do przygotowań – przymiarka sukni, fryzura, makijaż... A to wszystko w towarzystwie osób, które chociaż wydawały się nie być aż tak negatywnie do niej nastawione... Cóż, ewidentnie nie były też jej wielkimi fankami. Dopiero po kilku godzinach tych męczarni udało jej się uciec przed pomocnicami i ukryć na zewnątrz. Miała nadzieję na zaczerpnięcie świeżego powietrza i chwilę na pomyślenie. Czy chciała uciec? Cóż, skłamałaby twierdząc, że taka myśl w ogóle nie przeszła jej przez głowę.

W sukni ślubnej, która swoją drogą bardzo ciasno opinała się na jej już dość sporym brzuchu (tyle z udawania, że nie wpadli przed ślubem) wyszła z budynku klnąc pod nosem po francusku, z początku w ogóle nie dostrzegając tego, że miała towarzystwo – jej własnego narzeczonego.

#3
Ignacy zaciągnął się papierosem raz jeszcze, nim spojrzał na osobę wychodzącą na jego balkon z przekleństwem na ustach. Ta ostatnia cecha szybko dała mu do zrozumienia, z kim miał do czynienia - nikt nie klął tak pięknie, jak jego droga narzeczona.
Uśmiechnął się do niej odruchowo, opierając się przy tym wygodniej o balustradę.
- Widzę, że humorek dopisuje? Jak się czujesz? - zwrócił się do Cecille, pykając sobie papierosa dalej, w najlepsze.
Dopiero po chwili zorientował się, że jeszcze panna Beaufort przyodziana była w strój stosunkowo niecodzienny... Obrócił więc trzymającą papierosa rękę, zasłaniając nią sobie oczy w dość mało użyteczny sposób.
- Nie powinienem widzieć panny młodej w sukience ślubnej przed ślubem, nie? - rzucił pół żartem, starając się nie zerkać za bardzo, chociaż musiał przyznać, że... Wyglądała pięknie. Nawet, jeśli nie miała dokończonego jakiegoś makijażu, włosów, czy czego tam. On i tak nie byłby w stanie stwierdzić.
#4

Cecille nie była stworzeniem, które radziłoby sobie z wszelkiego rodzaju zobowiązaniami. Należała do grona wolnych duchów, które uciekały, gdy oczekiwano od nich poważnych związków i podejmowania decyzji mających wpływ na długie lata. Sama siebie zaskoczyła tym, że zgodziła się za niego wyjść i że chciała spędzić z nim resztę życia. Sprawy nie ułatwiała atmosfera, jaka panowała w domostwie tuż przed ślubem, komentarze i pytania rodziny pana domu i, och, sam fakt, że stała właśnie w sukni ślubnej. To wszystko jak raz wydało jej się przerażajace.

— Odrobinę wszystkim przytłoczona, jeżeli mam być szczera. — Odpowiedziała cicho, gdy wreszcie zwróciła na niego uwagę. — I trochę przerażona.

Dość szybko zapomniała o swoich problemach, widząc jego reakcję. Parsknęła pod nosem, kręcąc przy tym głową i podchodząc do niego bliżej. Taki stary a raki głupi! Czasem zastanawiała się czy przypadkiem z wiekiem ludzie nie robili się głupsi, jak tak patrzyła po tych starszych przedstawicielach personelu Hogwartu. Chociaż ci młodsi tez nie byli szczególnie lotni.

— Nie powinieneś też się z nią ruchać przed ślubem i robić jej bachora. Myśle, że tego rodzaju tradycje możemy sobie odpuścić. — Powiedziała prostolinijnie, co dla wielu osób mogłoby się wydawać wręcz wulgarne. Szczególnie wypowiedziane przez kobietę, ale Cecille daleko było do wstydu z tego powodu.

#5
Ignacy, wręcz przeciwnie, należał do osób szalenie obowiązkowych i stających naprzeciw swoich zobowiązań z uniesioną głową oraz gotowością do działania. Młodo się ożenił, wychował praktycznie sam dwie córki, a w międzyczasie jeszcze został szanowanym uzdrowicielem. Życie rodzinne zawsze uważał za niedościgniony ideał, z którego brakiem w swoim przypadku musiał się po prostu pogodzić. Kto mógł wiedzieć, że teraz, na starość, dostanie w tym jeszcze jedną szansę?
- To chyba taki urok wesel. Najpierw człowiek jest przytłoczony i wystraszony, a później wypija tyle, że mało co pamięta. - odparł, tylko po części żartując. Bo czy taka nie była prawda, mimo wszystko?
- Touché. - dodał, teraz już całkiem rozbawiony, chwilę później, zabierając łapę od oczu, by drugą objąć ją w pasie i przyciągnąć jeszcze trochę bliżej siebie. Czy sukienkę pogniecie? Może. Kto by się przejmował?
- Skoro mogę patrzeć, to pięknie wyglądasz.
#6

Cecille nie miała nigdy żadnego wzorca do naśladowania, jeżeli chodziło o życie rodzinne – nigdy nie miała ojca, bardzo szybko straciła matkę a rodzice adopcyjni... Cóż, nie byli najgorsi ale w momencie, w którym pojawiły się ich własne, biologiczne dzieci bardzo szybko o niej zapomnieli. Już od samego początku rodzina wydawała jej się więc czymś bardzo sztucznym i całkowicie dla niej nieosiągalnym. Z jednej strony być może chciała mieć swój własny kąt z ludźmi, którym by na niej zależało. Z drugiej strony tego właśnie cały czas się bała i uciekała jak najdalej się dało. Nie trzeba było być geniuszem by domyślić się, że wcale nie chciała tego dziecka, które powoli szykowało się na przyjście na świat. Myśl o ślubie i byciu żoną zdawała się czasem ją paraliżować, co dopiero świadomość, że za niecałe dwa miesiące miała być czyjąś matką.

— Nie jestem pewna czy w całym kraju produkuje się wystarczająco dużo alkoholu, żeby pokonać ten strach. — Zaśmiała się cicho, odrobinę nerwowo. Tak, coraz bardziej docierało do niej, że jeszcze tego wieczoru zostanie panią Larrain. Dziwne uczucie, nie dało się ukryć. Nie będzie raczej tęsknić za nazwiskiem panieńskim, nie było w końcu tak naprawdę nigdy jej. Wątpiła jednak by zmiana nazwiska miała zmienić i ją – wciąż będzie sobą, całkowicie nieodpowiednią na pozycji żony i matki kobietą.

— Masz na myśli – prawie nie jak ledwo tocząca się beczka? — Parsknęła, tym razem całkowicie szczerze rozbawiona. Nie musiał kłamać, widziała się w lustrze a opięta kiecka nie pozwalała zapomnieć jakim grubasem właśnie była. Już nie mówiąc o tym, że chodzenie też nie należało do najłatwiejszych w tej chwili. Ciężko ją było nawet porządnie przytulić przez brzuch, w którym małe stworzenie jak na zawołanie postanowiło urządzić sobie konkurs taneczny. Kopiące dziecko nie było nowością, ale z pewnością nie było też czymś, do czego (jeszcze) panna Beaufort przywykła.

#7
Cecille może nie miała za dobrych wzorców wyciągniętych z domu, ale przynajmniej miała Ignacego, tak? Larrain wiedział, że to nie załatwiało wszystkiego, oczywiście, ale jednocześnie był gotowy przychylić nieba swojej przyszłej żonie. Możliwe, że za bardzo ją rozpieszczał, ale z drugiej strony - czemu miałby tego nie robić? Chciał, żeby była z nim szczęśliwa, tak jak on był szczęśliwy dzięki niej. Przez wiele lat sądził, że szczęście było już dla niego nieosiągalne, a jednak na jego drodze pojawiła się ona i wszystko stanęło do góry nogami. Po co miałby odmawiać jej czegokolwiek by zapragnęła, skoro dała mu już wszystko, czego potrzebował on?
- Obawiam się, że nie doceniasz możliwości naszych winiarni. - zaśmiał się, cmokając ją w czoło, które było w aktualnej pozycji najwygodniejszą lokalizacją do składania buziaków.
- Najładniejsza beczka na świecie, jestem przekonany. - poprawił ją, obracając bokiem tak, by mógł ją do siebie przytulić pomimo wystającego brzucha. Odruchowo oparł drugą dłoń, wciąż z papierosem, na wypukłości falującej aktualnie od szaleństw najmłodszego członka ich rodziny.
#8

Cecille – prawdopodobnie ku własnemu zaskoczeniu – była z nim bardzo szczęśliwa. Dużo bardziej, niż mogłaby się spodziewać po monogamicznej relacji z człowiekiem, za którego nawet zgodziła się wyjść. Gdy o tym myślała zastanawiała się, jakiego eliksiru na niej użył, że dała się tak okręcić wokół jego palca. Bo chociaż to on chodził jak w zegarku i był na każde jej zawołanie, w środku dobrze wiedziała, że to ona była tą śliwką, co wpadła w kompot. Dobrze wiedziała, że gdyby tylko chciała mogłaby dalej podrywać bogatych panów, brać od nich pieniądze i może nawet za któregoś z nich wyjść, jeżeli znudziłoby ją ciągłe szukanie sobie źródła dochodów. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że to on skradł jej serce i że nie potrafiła wyobrazić sobie życia z nikim innym. Bycie małżeństwem samo w sobie było jednak trochę przerażające i wiedziała, że musiała się do tej myśli przyzwyczaić. Dużo straszniejsze jednak było to, że lada chwila na świecie miało pojawić się jeszcze jedno stworzenie – dosyć, że z jednej osoby nagle stała się częścią pary to na dodatek ta para za niecałe dwa miesiące miała przerodzić się w trójkę. Na samą myśl zadrżała, powstrzymując chęć rzucenia się do oceanu.

— Obawiam się, że nie doceniasz poziomu przerażenia, jaki jest w stanie się we mnie wytworzyć. — Dodała żartobliwie, chociaż w rzeczywistości nie był to tak naprawdę żart.

— Wypomnę ci tą beczkę, jak będziesz czegoś ode mnie chciał, staruszku. — Dodała, trochę obrażona, ale mimo wszystko nie na tyle, by miał za to oberwać. A może to dlatego, że z tym brzuchem wcale nie tak łatwo było jej się obracać, szczególnie jeżeli przytulał ją do siebie bokiem? Dziecko kopnęło jeszcze kilka razy, na co ona odpowiedziała tylko zmęczonym westchnięciem. Miała nadzieję, że chociaż da jej na spokojne przeżyć uroczystość ślubną, chociaż miała wrażenie, że bobas dawał o sobie znać zawsze, kiedy się stresowała. W takim wypadku nie miała szans na ślub bez interwencji małego tancerza.

#9
Zabawne, że żadne z nich nie planowało małżeństwa, a jednak oboje skończyli jak skończyli. Czy to już działanie przeznaczenia, czy po prostu drwina losu? Ciężko było stwierdzić, ale tak czy tak, Ignacy wcale nie żałował, że jego życie potoczyło się w ten sposób. Jak mógłby, mając Cecille u swojego boku?
- Wypraszam sobie, to były twoje słowa, nie moje! - zaparł się szybko, zaraz popierając też wypowiedź kolejnym wybuchem rozbawienia. To prawda, że była ostatnio okrąglejsza, ale podczas ciąży nie było to przecież nic nadzwyczajnego. Tak, czy tak, Ignacy wcale nie uważał, że była gruba!
- Niezły biegacz się nam trafił. - zauważył, kiedy maluch zaczął trochę zwalniać swoje kopniaki i wygibasy. Czy podświadomie Larrain liczył na syna..? Być może. Miał już dwie córki, na litość! Chyba nic w tym dziwnego?
#10

Ona sama nie zdziwiłaby się, gdyby to wszystko było po prostu drwina losu. W przeciwieństwie do niego nie miała w ogóle doświadczenia, jeżeli chodziło o długotrwałe związki, nie była stworzona do małżeństwa i na pewno nie miała instynktu macierzyńskiego. Im bardziej się nad tym zastanawiała, tym większą katastrofę widziała oczami wyobraźni. Czasem zazdrościła mu optymizmu, z którym podchodził do tego, co ich czekało. Z drugiej strony – był rodzinnym typem, który już wychował dwie córki, czemu miałby się stresować kolejnym dzieckiem? Miał też już żonę i z pewnością brakowało mu jej przez wiele lat. W takich chwilach jak ta docierało do niej, że najbardziej bała się tego, że nie będzie tak perfekcyjna, jak obraz jego wspomnień.

— Nie zaprzeczyłeś, że jestem beczką. — Dodała, kręcąc palcem przed jego nosem i po chwili wybuchając śmiechem. Może i nie była aż tak gruba w jego oczach, ale dobrze wiedziała, że jej ciało nigdy nie będzie już takie samo. A, jak zapewne dobrze wiedział, wygląd miał dla niej ogromne znaczenie. Rodzenie dzieci miało to do siebie, że pozostawiało ślady, które nie były szczególnie atrakcyjne.

— Byłabym wdzięczna, gdyby przestał trenować podczas pobytu w moim brzuchu. Możesz mu to powiedzieć? — Dla niej nie miało znaczenia, czy będzie to dziewczynka czy chłopiec. Prawdę mówiąc, nie do końca była do tego dziecka przywiązana, do czego oczywiście nie mogła się przyznać – raczej nie byłoby to odebrane zbyt pochlebnie.





Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości