Subject İnformation
Author Inigo Larrain Replies 18
Share Views 1
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Inigo LarrainŚlub | Cecille & Inigo
#11
Ignacy pewnie zdziwiłby się, gdyby Cecille postanowiła podzielić się z nim swoimi obawami. On sam nigdy nie porównywał jej do zmarłej żony, nawet mu to do głowy nie przyszło. We wspomnieniach wszystko zawsze było wyidealizowane, ale to jeszcze nie znaczyło, że oczekiwał od swojej aktualnej narzeczonej nie wiadomo czego.
- Myślałem, że to się rozumie samo przez się! - rzucił, z dramatyzmu sytuacji unosząc aż nad głowę jedną z łap. On był zupełnie niewinny, prosimy go nie obwiniać za rzeczy, których wcale nie powiedział!
Na jej kolejne słowa tylko zaśmiał się i przytulił Cecille znów trochę mocniej, nie mogąc się przed tym opanować.
- Gdyby jeszcze ktokolwiek w tym domu mnie słuchał! - dodał rozbawiony, chociaż czy nie mówił prawdy? Otaczały go aktualnie same kobiety i żadna z nich ani myślała go słuchać!
#12

Dobrze wiedziała, że nie oczekiwał od niej perfekcji – gdyby tak było raczej nie chciałby się z nią żenić nawet przez chwilę. Wiedziała też, że nie porównywał jej do swojej poprzedniej żony, na pewno nie świadomie i nie sądziła też, by chciał robić to w przyszłości. Wspomnienia miały jednak to do siebie, że były wyidealizowane i pozostawały w podświadomości, która mogła dać o sobie znać w każdej chwili. Cecille była pewną siebie kobietą, która jednak traciła brawurę kiedy chodziło o sprawy rodzinne. Bycie żoną wydawało jej się jeszcze w jakiś sposób osiągalne, ale matką? Czuła w pletwach, że najbliższe miesiące będą nie tylko ciężkie, ale zwyczajnie katastrofalne.

— Och, doprawdy? — Zaśmiała się cicho, kiedy przytulił ją mocniej i oparła głowę o jego ramię, wzdychając przy tym lekko, z zadowolenia. Zdecydowanie potrzebowała teraz jego bliskości – kto by pomyślał, że jakaś tam ceremonia ślubna nagromadzi w niej aż tyle stresu?

— Już nie przesadzaj. Ja cię czasem słucham. — Dodała cicho, jeszcze bardziej rozbawiona, gdy dziecko kopnęło po raz ostatni, jakby podkreślając tym samym jej słowa. Ewentualnie po prostu znudziło się tańczeniem po jej organach wewnętrznych, co tak czy tak przyjęła z ulgą.

#13
Larrain żył wspomnieniami, snami i marzeniami o przeszłości już nazbyt długo. Oczywiście, nie był w stanie całkowicie pozbyć się z głowy obrazu swojej pierwszej żony i nawet nie chciałby tego robić, ale jednocześnie udało mu się znaleźć w swoim sercu równie dużo miejsca dla Cecille, która miała być, dla odmiany, jego przyszłością. Czy to nie intrygujące, jak pojemne i rozciągliwe potrafi być ludzkie serce?
- Doprawdy, w rzeczy samej! - powtórzył, kiwając głową i w końcu podnosząc znów tlącego się słabo papierosa do ust, by znów zaciągnąć się dymem.
- Wielkie dzięki, naprawdę. - parsknął krótko, kiedy dodała, że czasem go słucha. Łaskawa kobieta!
- Może nie będzie tak źle, co? Jedna ceremonia, trochę tańczenia i picia, a później święty spokój. Da się przeżyć. - dodał po chwili przytulania jej w ciszy. Dadzą radę, nie?
#14

W całym tym zamieszaniu, które narastało w jej głowie, Cecille ani przez chwilę nie wątpiła w to, że zajmowała w jego sercu ważne miejsce. Czy żeniłby się z nią, gdyby było inaczej? Oświadczył się na długo przed żałosna wpadką, więc nie można było tego zrzucić na jego honor. nie, ewidentnie tego chciał, a wszystkie opóźnienia w dotarciu do tego dnia były zarówno całkowitym przypadkiem (jak chociażby problemy ze znalezieniem pracowników herbaciarni), jak i jej własny strach przed zobowiązaniem. Nie miała mu więc do zarzucenia pod tym względem niczego. A mimo to, ciągle sądziła, że będzie dla niego niewystarczająca – problemem jednak była ona sama i jej zaskakująco niska samoocena.

— Tylko kilka godzin bycia w centrum uwagi ludzi, z których przynajmniej połowa myśli, że złapałam cię na dziecko. Druga pewnie nadal zastanawia się, jakiego eliksiru użyłam, żeby zakręcić sobie ciebie wokół palca. — Parsknęła cicho, czując się trochę samotna. On miał tam całą swoją rodzinę. A ona? Nie miała nikogo! W tej jednej chwili zaczynała żałować, że nie zaprosiła Lesliego jako swojego gościa. Cóż za ironia, że jej jedyną namiastką przyjaciela był trochę niezdarny chłopaczyna z sercem na dłoni, który chociaż starszy od niej, ciągle słuchał się jej rad?

#15
To prawda, że Larrain nie był typem mężczyzny, który zostawiłby ciężarną kobietę samą sobie, ale jak Cecille zauważyła - oświadczył się jej na długo przed tym, jak znaleźli się w aktualnej sytuacji rodzinnej. Nie, to zdecydowanie nie był powód, dla którego chciał z nią być. Nie jedyny, ani nie najważniejszy z nich, w każdym razie.
Parsknął serdecznym śmiechem, kręcąc głową na jej słowa.
- O, myślę, że połowa myśli raczej, że to ja tu jestem starym dziadem okradającym kołyski. Nie masz się o co martwić, tobie pewnie raczej będą głównie współczuć. - wtrącił swoje trzy grosze do tego "połowienia" grupy weselnych gości.
Cecille może nie miała żadnej rodziny, ale... To miało się niebawem zmienić, prawda? Ignacy nigdy nie pozwoliłby jej na życie w samotności i chciał dzielić się z nią wszystkim, także własną rodziną. Z lepszym lub gorszym skutkiem.
#16

Cecille czasem zastanawiała się, czemu właściwie tak mu na niej zależało. To znaczy – była całkiem ładna, wiedziała jak zadowolić mężczyznę i umiała się bawić. Nie była jednak typem dziewczyny, którą chciało się zaciągać do ołtarza i spędzać resztę życia. Tymczasem on, jak ostatni głupiec, był tutaj, szykując się do ślubu z nikim innym, tylko właśnie nią! Może faktycznie oszalał na starość? kto wie?

— No dobrze, zdania są podzielone pół na pół. Połowa twierdzi, że jesteś starym zboczeńcem, druga uważa, że jestem młodą zdzirą rzucającą się na twoją fortune i farmę. Można powiedzieć, że jesteśmy kwita. — Parsknęła cicho, cmokając go w zarośnięty policzek. Na chwilę nawet zapomniała, że była tym wszystkim... Zwyczajnie wystraszona. Odetchnęła cicho, przytulając się do niego mocniej. Nie było to najłatwiejsze z oddzielającym ich od siebie brzuchem, ale jakoś jej się to udało. Hurra!

#17
Może faktycznie Ignacy oszalał na starość. Innym wyjaśnieniem obecnego stanu rzeczy mogło być to, że... Po prostu się zakochał i nic nie dało się już na to poradzić, niezależnie co mówiła na temat ich związku logika. Cecille, choć daleka od świętości, spełniała jego starcze potrzeby człowieka porzuconego zbyt wcześnie i na zbyt długo. Na początku próbował z tym walczyć, chcąc być "w porządku" wobec niej i wszystkich dookoła, ale... Czasem bycie w porządku wymagało podejmowania naprawdę niespodziewanych decyzji.
Parsknął śmiechem na jej słowa, zupełnie niewzruszony.
- Gdybym jeszcze był taki bogaty, jak mówisz! - rzucił rozbawiony, nie uciekając od jej przytulenia wcale, wręcz przeciwnie.
- To co, moja łasa na hektary przyszła żono? Wracamy do tego cyrku? - dodał po chwili, brodą wskazując na drzwi prowadzące do środka. Kiedyś musieli, nawet jeśli nie za bardzo chcieli. Z drugiej strony: im szybciej tam pójdą i załatwią wszystko, tym szybciej będą mieć spokój, prawda?
#18

Cecille nigdy nie wierzyła w miłość, szczególnie taką, która miałaby wywrócić jej samej świat do góry nogami. Była pewną siebie, niezależną kobietą, której mężczyźni byli potrzebni do zapewnienia dobrego życia, nie do miłości. Jak to się więc stało, że skończyła w tym miejscu? Ubrana w suknię ślubną, z bachorem w brzuchu i z sercem bijącym tylko dla jednego mężczyzny? Cóż, z cała pewnością oszalała – nie było na to innego wyjaśnienia. W końcu zakochanie było równe szaleństwu, czyż nie?

— Myślę, że dla niektórych posiadanie takiego domu i ziemi jest oznaką bogactwa. — Parsknęła cicho, spoglądając na niego rozbawiona. Ją dużo bardziej interesowały faktyczne pieniądze, za które można było kupować sukienki i biżuterię, ale hej – nie wszyscy chcieli tego samego.

— Myślisz, że możemy zostać tu jeszcze przez chwilę? — Mruknęła cicho prosto do jego ucha, zarzucając mu ręce na szyję i cmokając w zarośnięty policzek.

#19
Tak, bywało, że zakochanie było uczuciem bliskim szaleństwu. W wykonaniu Ignacego Larraina było tak za każdym razem - jeśli już jakaś kobieta zdołała zawrócić mu w głowie, to koniec. Pełne wariactwo, nic więcej. Taki już był, a Cecille miała tyle nieszczęścia (bądź szczęścia, zależy jak na to spojrzeć), by trafić w samo centrum tego hiszpańskiego huraganu.
- Skoro tak stawiasz sprawę... - odparł jej przy pomocy kolejnego mruknięcia, uśmiechając się do tego w wyjątkowo podejrzany sposób. Czy mogli tam jeszcze zostać? Balkon wydawał się być bardzo daleko od weselnych przygotowań, które ciągnęły się w nieskończoność, a ona była tak przekonująca...
- Chwilę nie zaszkodzi. - orzekł ostatecznie, zamykając jej usta kolejnym pocałunkiem. Najwyżej później dostanie po łbie od matki i siostry - czego nie robiło się z miłości?

[z tematu]




Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości