Panna Beaufort lubiła święto zakochanych – pełno ćwierkających par, masa zamówień i pieniądze. Z tym właśnie jej się kojarzyło. Czy można było ją winić za takie a nie inne podejście? Przez wiele lat drwiła ze wszystkich tych, którzy się zakochiwali i uznawali Vali's Day za najważniejszy dzień w roku. Ona sama dość chłodno podchodziła do uczuć, tego nauczyło ją życie. A odkąd miała tego swojego narzeczonego? Cóż, nadal bawiło ją to święto, ale przynajmniej nie udawała już, że zakochują się tylko głupcy. Albo inaczej – że ona nie jest takim głuptasem.
Inną sprawą było, że praktycznie nigdy nie miała tego dnia wolnego. Herbaciarnia pękała w szwach i ona sama tylko z jednym pomocnikiem ledwo wyrabiała. Nic dziwnego, że zatrzymała się na chwilę przy barze, obserwując zbierającego zamówienia Colina i odetchnęła cicho. Była zmęczona i dobrze wiedziała czemu. Teraz jednak nie miała czasu na to, żeby się nad sobą użalać.
Walentynki 1939
