Cecille miała tyle roboty, że nie wiedziała w co ręce włożyć. Całe szczęście, że Colin poradził sobie z ogarnięciem tego nieszczęścia, jakim był Scamander... To znaczy, jego wypadek. Kobieta odetchnęła więc lekko w tym samym czasie czując, jak ktoś obejmuje ją w pasie a potem daje buziaka w policzek. Nie musiała nawet się w jego stronę odwracać, by wiedzieć kim był – może i kiedyś miała wielu kochanków, ale ostatnimi czasy nie narzekała na nadmiar adoratorów. Poza tym, czy przed kilkoma sekundami nie dostała od niego walentynki? Zaśmiała się cicho, rozluźniając na chwilę.
— Powiedziałabym, że z taką klientelą to nigdy nie będzie spokojnie. Czy oni przechodzą jakiś test pizdowatości zanim dostają pracę w tym Hogwarcie? Co jeden to lepszy!
Walentynki 1939
