Vincent nie mógł przestać się śmiać jeszcze przez kilka chwil. Prawdę mówiąc, było to całkiem miłe uczucie – na chwilę przestać być naburmuszonym starym dziadem. Gdyby dupa go przy tym tak nie bolała byłoby wręcz idealnie. Dotarł już do tego momentu w swoim życiu, że nie zostawało mu nic innego, jak się z tego śmiać. Przynajmniej McBride się do niego odzywał. Trochę obrażony i niezręczny, ale przynajmniej nie milczący!
— A żebyś wiedział, że zabawne. — Parsknął jeszcze raz, gdy oberwał od niego w ramię. To, że pół szkoły obecnej w tej chwili na ulicy się na nich patrzyło, jak na debili to tylko szczegół. Royce zaczął zbierać się z ziemi i otrzepywać ze śniegu, nadal mocno rozbawiony. Kątem oka obserwował przy tym Lesliego.
— Nie wiem, może. Nie pogardziłbym chwilą w cieple. — Zaczął i nagle jęknął, gdy próbował się ostatecznie wyprostować. Coś mocno strzeliło mu w dupie. Świetnie.
Walentynki 1939