Cecille, wbrew pozorom, nie narzekała. Dobrze jej było z kimś, kto po prostu ją kochał. Kto się o nią troszczył i nie pozwoliłby jej zrobić krzywdy. A to, że nie był szczególnie bogaty nie miało aż tak dużego znaczenia. Ostatnie lata i tak spędziła żyjąc dużo skromniej i powoli przyzwyczajała się do myśli, że nie zostanie księżniczką na zamku. Ale hej, przynajmniej interes jej się kręcił – to zawsze coś. Mogła być dzięki temu samowystarczalna i, na brodę Merlina, było to całkiem przyjemne uczucie. Sęk w tym, że dużo miało się zmienić i na samą myśl czuła, jak zaczyna panikować. W teorii mogła rozwiązać ten problem i nic mu o nim nie mówić, ale... Ale jakoś tak czuła, że powinna się tym z nim podzielić. Pewnie dlatego, że mimo wszystko zależało jej na tym związku a kłamstwa nie mogły w tym pomóc.
— O ile nie stłuką mi całej zastawy i nie połamią się pod moimi drzwiami to faktycznie tylko twój problem. — Zaśmiała się pod nosem, odsyłając kolejny deser i robiąc sobie na chwilę przerwę. Dosłownie na sekundę, odwracając się w jego stronę i całując lekko w usta. W końcu im też się coś należało z tego święta, tak?
— Możesz spojrzeć na zamówienia i przygotować zastawę na tacach. A ja zajmę się herbatami i jedzeniem.
Walentynki 1939
