Humor Vincenta zmieniał się jak w kalejdoskopie, naprawdę. Co z nim było nie tak? Leslie już dawno przestał nadążać i w tym momencie nawet nie próbował już zrozumieć, dlaczego na wspomnienie o wyjeździe do Londynu, Royce od razu znów zaczął się burmuszyć. Co, to dlatego, że on sam nie mógł pojechać? Ech, skaranie.
- Myślę, że zdążę jeśli się pospieszę... - odparł, zawieszając głos, kiedy usłyszał kolejną uwagę Vincenta. Trochę zabolało go w środku, ale nie zamierzał robić tam scen.
- No tak, nie wiesz przecież. Rozstaliśmy się. - wyjaśnił beznamiętnym tonem, ze wzrokiem wbitym w menu, którego wcale nie czytał. Obracał je za to w palcach, ciesząc się, że ma coś, czym może się pobawić dla zabicia niezręczności sytuacji.
- A ty masz jakieś plany na wieczór? - powtórzył pytanie, na które Royce nie raczył mu wcześniej odpowiedzieć.
- Myślę, że zdążę jeśli się pospieszę... - odparł, zawieszając głos, kiedy usłyszał kolejną uwagę Vincenta. Trochę zabolało go w środku, ale nie zamierzał robić tam scen.
- No tak, nie wiesz przecież. Rozstaliśmy się. - wyjaśnił beznamiętnym tonem, ze wzrokiem wbitym w menu, którego wcale nie czytał. Obracał je za to w palcach, ciesząc się, że ma coś, czym może się pobawić dla zabicia niezręczności sytuacji.
- A ty masz jakieś plany na wieczór? - powtórzył pytanie, na które Royce nie raczył mu wcześniej odpowiedzieć.
Walentynki 1939