Na fuknięcie odpowiedział niemal od razu tym samym. Ktoś najwidoczniej musiał, skoro McBride planował zapomnieć o lekcjach z samego rana. No chyba, że chciał całkowicie olać swoje obowiązki – może Royce powinien był jednak go nie polecać na stanowisko nauczyciela? Skoro nie podchodził do tego poważnie, oczywiście.
— Odkąd sam tego nie robisz, McBride. — Odszczeknął tylko i wymamrotał coś pod nosem, samemu łapiąc kartę i wgapiając się w nią tępo. No proszę, już miało być lepiej a znowu się kłócili. Całe szczęście, że na stolikach było zaklęcie wyciszające, bo jeszcze ktoś by ich podsłuchał i zaczął się z nich zwyczajnie śmiać.
— To po co chcesz jechać do Londynu, jak nie na randkę z narzeczoną? — Spytał w końcu, ciekawy. Nie było nic dziwnego w ciekawości, prawda?
Walentynki 1939