Vincent definitywnie powinien był go przeprosić, bo zachowywał się dziś w stosunku do Lesliego bardzo nie w porządku. A McBride nawet nic mu nie zrobił! Ba, pomógł mu wstać, kiedy tamten wywalił się na środku drogi jak ostatnia łamaga, ryzykując przy tym obiciem własnego tyłka. Zero wdzięczności. I jeszcze teraz patrzył na niego jak na jakiegoś degenerata! I za co? Za to, że chciał poznać nowych ludzi? Co w tym takiego szokującego?
- Czego się nie spodziewałeś? Że chciałbym czasem wyjść na jakąś imprezę, potańczyć i poznać nowe osoby? Nie wiem, może jednak nie jestem aż takim nudziarzem i odludkiem, za jakiego mnie masz. - odparł, nabzdyczony. Czy Royce naprawdę miał go za aż takiego aspołecznego i beznadziejnego, że nie potrafił go sobie wyobrazić na przyjęciu w jakimś klubie muzycznym?
- Czego się nie spodziewałeś? Że chciałbym czasem wyjść na jakąś imprezę, potańczyć i poznać nowe osoby? Nie wiem, może jednak nie jestem aż takim nudziarzem i odludkiem, za jakiego mnie masz. - odparł, nabzdyczony. Czy Royce naprawdę miał go za aż takiego aspołecznego i beznadziejnego, że nie potrafił go sobie wyobrazić na przyjęciu w jakimś klubie muzycznym?
Walentynki 1939