Leslie po prostu się o niego martwił i nie chciał wykorzystywać jego złego stanu do zaspokajania własnych potrzeb emocjonalnych - czy to było takie dziwne? Vincent mógłby przestać obracać kota ogonem i przestać prowokować go do robienia jeszcze większych głupot. Miał być tym starszym i bardziej odpowiedzialnym, a przez ostatnie lata McBride nie potrafił pozbyć się poczucia, że z nich dwóch to on był tam opiekunem i nauczycielem, nie Royce.
Wyciągał już rękę w kierunku zgniecionego papierka, ale w ostatniej chwili zwinął palce, cofając je w niezręcznym geście.
- Nie wątpię w to. - przyznał cicho. Nie chciał wszczynać znów kłótni, w dodatku o jakąś głupią wróżbę z ciastka. Zamiast tego sięgnął po swoją herbatę. Dmuchnął na jej powierzchnię kilka razy, a mimo to już po pierwszym łyku zrobiło mu się dziwnie gorąco.
- Wydaje mi się, czy bardziej dziś grzeją? - mruknął, wolną ręką sięgając do najwyższych guzików swojej koszuli, rozpinając jeden dla lepszej wentylacji.
Wyciągał już rękę w kierunku zgniecionego papierka, ale w ostatniej chwili zwinął palce, cofając je w niezręcznym geście.
- Nie wątpię w to. - przyznał cicho. Nie chciał wszczynać znów kłótni, w dodatku o jakąś głupią wróżbę z ciastka. Zamiast tego sięgnął po swoją herbatę. Dmuchnął na jej powierzchnię kilka razy, a mimo to już po pierwszym łyku zrobiło mu się dziwnie gorąco.
- Wydaje mi się, czy bardziej dziś grzeją? - mruknął, wolną ręką sięgając do najwyższych guzików swojej koszuli, rozpinając jeden dla lepszej wentylacji.
Walentynki 1939